Tragiczne skutki masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. to według oficjalnych danych 45 zabitych, 1165 rannych i tysiące osób zatrzymanych. Dlaczego do masakry doszło? Historycy są w tym miejscu zgodni, stało się to wyłącznie przez upór ówczesnych prominentów partyjnych, dla których wycofanie podwyżki żywności było nie do przyjęcia.
12 grudnia 1970 r. I sekretarz PZPR Władysław Gomułka oficjalnie ogłosił w radiu i telewizji drastyczną podwyżkę cen żywności. Ta informacja wzbudziła uzasadniony protest mieszkańców naszego kraju, ponieważ większość swoich dochodów wydawali właśnie na żywność. Kolejny dzień nie zapowiadał jeszcze dramatu, ale już 14 grudnia rozpoczęły się w Gdańsku pierwsze spontaniczne protesty, Ludzie zbierali się na wiecach, domagając się od władz cofnięcia podwyżki, uregulowania systemu płac i odsunięcia od władzy tych, którzy podwyżkę cen żywności wprowadzili, natomiast na terenie Stoczni Gdańskiej i. Lenina robotnicy ogłosili strajk. 15 grudnia protest w Gdańsku przybrał już formę zorganizowaną. O godz. 7:00 przed budynkiem dyrekcji Stoczni Gdańskiej im. Lenina zebrał się kilkutysięczny tłum pracowników, który w ramach protestu udał się w kierunku siedziby KW PZPR. Władze państwowe zareagowały na ten protest ogłoszeniem stanu wyjątkowego w Trójmieście i zezwoliły na użycie broni palnej przez milicję i wojsko. I w tym dniu jej użyto. Zamordowani zostali przez swoich rodaków w milicyjnych mundurach pracownicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina: Kazimierz Stojecki, lat 58, Józef Widerlik, lat 24, i Andrzej Perzyński, lat 19. Oprócz nich zginęli również w tym dniu: Waldemar Rebinin, lat 26, kierowca-sanitariusz, pracownik Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego w Gdańsku, Bogdan Sypka, lat 20, student Wyższej Szkoły Rolniczej w Szczecinie i Marian Zastawny, lat 24, pracownik „Techmetu” w Pruszczu Gdańskim. Śmierć poniósł również milicjant, który zastrzelił J. Widerlika (śmiertelnie pobity przez protestujących za swój czyn), natomiast inny milicjant zmarł we własnym mieszkaniu z powodu „przemęczenia” przy rozpędzaniu demonstracji i „zatrucia gazem”, który sam rozpylał. 16 grudnia to kolejne ofiary. Zginęli pracownicy Stoczni Gdańskiej: Jerzy Matelski, lat 27 i Stefan Mosiewicz, lat 22. 17 grudnia 1970 r. przeszedł do historii jako Czarny Czwartek. Wtedy do maszerujących z biało-czerwonymi flagami robotników ze Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni strzelała nie tylko milicja, ale i wojsko. Śmierć poniosło wtedy 18 osób. W tym dniu zorganizowany protest objął swoim zasięgiem nie tylko Trójmiasto, ale Szczecin i Elbląg. I w tych miastach Polak strzelał ze skutkiem śmiertelnym do Polaka. Do starć z milicją doszło również w Słupsku, Białymstoku, Krakowie i Wałbrzychu. Do dziś za śmierć protestujących żaden dygnitarz partyjny nie poniósł odpowiedzialności.
Władze państwowe użyły łącznie przeciwko protestującym (tylko na Wybrzeżu) ok. 27 tys. żołnierzy oraz ok. 9 tys. milicjantów (w tym ok. 2 tys. funkcjonariuszy SB, ORMO, służby więziennej i innych służb), 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i ponad 2 tys. samochodów. Zaangażowano również 108 samolotów i śmigłowców, a także 40 jednostek pływających. Dla zainteresowanych danymi liczbowymi oraz bliższymi informacjami na temat zamordowanych, proponuję opracowania: J. Eisler, Grudzień 1970. Geneza, przebieg, konsekwencje, Warszawa 2012 i P. Brzeziński, R. Chrzanowski, T. Słomczyński, Pogrzebani nocą. Ofiary Grudnia ’70 na Wybrzeżu Gdańskim. Wspomnienia, dokumenty, Gdańsk 2015.
Benedykt Perzyński
/zdjęcie główne przedstawia grupę mężczyzn niosących zwłoki zabitego/